Więc co jem?
Moje dzisiejsze menu (osoby, które pasjonują się kulinariami, proszone są o nieczytanie, bo zwątpią)
Lekkie śniadanie przed basenem - kromka pszenno-żytniego pieczywa z wędzonym łososiem (tym gównianym, norweskim) i pomidorem.
II śniadanie - pół woreczka kilkudniowego ryżu, który rozbełtałam z jajkiem i przysmażyłam bez tłuszczu, do tego pomidor.
Jabłko
Obiad - 30g kaszy pęczak (waga suchej), kurczak w curry, warzywa na patelnię z Biedronki (doszłam do tego etapu kulinarnego lenistwa, że nawet mi nie wstyd z tego powodu - świeżych warzyw nie przyrządzam, bo mi się nie chce), do tego PYSZNA mizeria z ogórka. (pyszna, bo lekko słodka, a do jogurtu dodałam łyżeczkę serka "Łaciaty Meksykański").
Tu dochodzimy do punktu, gdzie zjadłam około 830 kcal (nie licząc kaw z mlekiem i cukrem).
Potem będzie jakiś owoc, zupa (ta ohydna dyniowa, chyba że pójdę na żebry do babci, żeby mi jakąś dała), jogurt albo spienione mleko z kakaem.
Kawy, duuuużo kaw z mlekiem 3,2% i maleńką łyżeczką cukru.
*Sprawdzone dietetykiem i doświadczeniem
Zdjęcie-pokazówka, normalnie rzuciłabym to wszystko na jeden
talerz, żeżarła i przepiła kawą.
talerz, żeżarła i przepiła kawą.
Kawa - ta jest z wytrawną, kakaową pianką, posypana kardamonem.
Uwielbiam!
Uwielbiam!