25.02.2014

Co jem w pracy?

Wróciłam do swojego starego, dobrego rytmu. Ponad 10 godzin w pracy, wieczory w domu. Uf, tak ma być! Już gnuśniałam na chorobowym, jednak pomimo pozytywnego nastawienia i nowych sił witalnych muszę sobie ponarzekać. Nienawidzę przygotowywania tych pierdółeczek, pudełeczek, warzywek, obiadków. Szlag mnie od tego trafia, dlatego obiady gotuję sobie z góry na 2 - 3 dni. Dobrze, że mam możliwość odgrzewania jedzenia w pracy - obiad około godziny 18 (kiedy już jestem w domu), nie jest dobrym pomysłem. Na poniższej fotografii widoczne jest jedzenie, które porwałam z lodówki wychodząc z domu.


Cóż za kompozycja. Piękna niczym sztuka współczesna. Są słoiki, plastiki, kanapka. Pełen wypas. No dobrze, koniec z narzekaniem! 

Śniadanie (słoik po buraczkach i serek wiejski w woreczku):
- w słoiku znajduje się zupa warzywna z odpowiednią ilością ryżu (muszę ograniczać jedzenie chleba, stąd ten dziwny pomysł na śniadanie)
- posiłki powinnam uzupełniać odpowiednią porcją białka pochodzącego z produktów mlecznych, dlatego wmusiłam w siebie pół opakowania serka wiejskiego.
Nigdy więcej nie wpadnę na tak idiotyczny pomysł, żeby o 6.30 fundować sobie taką (nie)przyjemność. Nie ma to jak zwykła kromka z dodatkami.

II śniadanie:
- kromka 40g chleba razowego z szynką drobiową 30g i papryką. Uwielbiam paprykę.

Obiad (w plastikowym pudełeczku)
- 130g (waga surowego) mięska drobiowego marynowanego w maślance i ziołach
- 40g (waga suchego) ryżu z koperkiem
- buraczki firmy Orzech (uwielbiam je, a na dodatek mają bardzo dobry skład - polecam)

śniadanie (które i tak nie przebije tych obrzydliwych, owsianych 
racuchów, o których kiedyś pisałam)

Ponarzekałam, wylałam swoją żółć, frustrację i zacietrzewienie. Spakowałam porcyjki na jutro. Teraz siedzę zadowolona, uśmiecham się i widzę już same pozytywy. W pracy mogę jeść urozmaicone posiłki, nie ograniczając się do monotonnych kanapek (a niestety nie każdy ma tak dobrze). Polubiłam warzywa. Nie czuję się głodna (a za starych, grubszych czasów często odczuwałam uczucie ssania w żołądku). Waga spada, a ja czuję się coraz lepiej. Wczoraj wyszłam z domu w starych, zimowych butach na obcasach i nie bolały mnie nogi. Spodnie, którymi kiedyś chwaliłam się na blogu, że są już takie "małe" w porównaniu z tym co było, przelatują mi przez dupsko. Warto!

mocno nadżarty przeze mnie podwieczorek (już w domu), składający się z 40g chleba,
 mieszanki sałat, rzodkiewki, pomidora, papryki, tuńczyka w sosie własnym (30g) oraz
dressingu z jogurtu naturalnego wymieszanego z niewielką ilością kremu z gorczycy, 
kilku kropel cytryny, szczypty cukru oraz soli i pieprzu

warzywa obiadowe (nie z mrożonki), które przygotowywałam sobie dzisiaj 
na kolejne dwa dni do ryżu/kaszy i dodatków 
(np. mięska wołowego albo dwóch jajek)

buraczki na pyszny zakwas - zdjęcie dla Króliczka Doświadczalnego

14 komentarzy:

  1. Dobrze Ci z tym odgrzewaniem w pracy - ja jeśli nie przygotuję sobie sałatki, to kończę zwykle z waflami ryżowymi z Biedronki i sokiem pomidorowym. To w sumie dwie dostępne tam rzeczy jakie mogę zaakceptować na śniadanie ;)

    PS - piękne kamionkowe naczynie, tylko skąd takie wytrzasnąć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamionka pochodzi z babcinej piwnicy, ale w sklepach i na allegro sporo jest takich naczyń:

      http://allegro.pl/listing/listing.php?string=garnek+do+kiszenia&search_scope=

      Równie dobrze można zakisić buraczki w dużym słoju albo w zwyczajnym garnku (tylko musi być ciemny w środku, bo buraki mocno farbują).
      Cieszę się wolnością i swobodą w pracy póki mogę. Muszę schudnąć zanim mnie wywalą, bo pewnie w innej pracy nie będę już miała tak komfortowych warunków:) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ja zawsze na diecie mam problem z tym co jeść, bo jestem leniwcem i nigdy mi się nie chce przygtowywać posiłków. Zazwyczaj ograniczam się więc do jedzenia z poprzedniego dnia i porcyjki owoców, względnie soku pomidorowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem leniwcem. Nudzi mnie gotowanie, nie jestem człowiekiem przeznaczonym do systematyczności, ale coś za coś. Albo lenistwo i ciało samicy hipopotama, albo ogarnięcie się. Z dwojga złego, wolę się jednak trochę postarać, choć przyznaję, że zawsze mruczę przekleństwa pod nosem, zabierając się po pracy do gotowania:).

      Usuń
    2. Masz rację. Ale ja niestety często ograniczam się do surowych warzyw i owoców, bo właśnie nie chce mi się nic ugotować. A czasem przechodzę sama siebie i robię posiłki na 3 dni do przodu :)

      Usuń
    3. E, posiłki na 3 dni to norma :D prawidłowo! :)

      Usuń
  3. no i mimo wszystko zglodnialam;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za to co piszesz :) Bardzo mnie wspierasz, chociaż nawet o tym nie wiesz. Za mną już 10 kg, ale przede mną jeszcze duuuużo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10kg to świetny wynik - gratuluję! Ubyło Ci 50 kostek smalcu, oby tak dalej :)

      Usuń
  5. Gdzie kupiłaś te buraczki? Skoro są takie dobre, muszę ich spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W większości sklepów w Krakowie, Wieliczce, okolicach :)
      Buraczki Orzecha kosztują 1.60 i są cudowne:D

      Usuń
    2. Ale ja jestem z Poznania :D Czy to znaczy, że nie dostanę ich w żadnej sieci? Typu Tesco, Carrefour, czy Piotr i Paweł?

      Usuń
    3. Słuchaj, nie mam pojęcia. Na pewno nie widziałam tych buraczków w Lidlu i Biedronce, do Tesco, Carrefoura, Piotra i Pawła, Kefirku nie chodzę, a zakupy robię w Paleo (tych sklepów jest tylko pięć). Naprawdę nie wiem. Dobre buraczki są jeszcze z Tenczynka (ale nie tak pyszne jak z Orzecha). Są też inne z Jamaru, Rolnika itd. ale żadne nie dorównują tym z firmy na O ;) Pozdrawiam!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...