11.11.2014

Gruba na siłowni


Lubicie chodzić na siłownię? Czujecie się jak ryba w wodzie w krainie rozgrzanych mięśni, testosteronu, rosłych mężczyzn oraz sprzętów pachnących potem i metalem? Ja przyzwyczaiłam się już do tego miejsca. Nie stresuję się spojrzeniami panów koksów, nie boję się używać bieżni, bez wstydu potrafię przechodzić między sprzętami w poszukiwaniu czegoś na czym chciałabym poćwiczyć. Muszę jednak przyznać, że nie zawsze tak było. Kiedy pierwszy raz wkroczyłam na teren siłowni, czułam się jak Jonasz w brzuchu ryby. Było mi tam ciasno, śmierdząco i nieprzyjemnie. Pamiętam te oczy wlepione na wejściu w moją stronę, oceniające spojrzenia, uderzającą we mnie muzykę w stylu: bogini seksu, jest napalona, mokra na wejściu. Najgorsze dla mnie w tym wszystkim było to, że nie mogłam się stamtąd wycofać, bo co pomyśleliby o mnie przypakowani panowie? – Przyszła gruba, postała i wyszła. Chcąc nie chcąc przebrałam się i robiłam swoje, wlepiając oczy w lustro, by obserwować kto z rozbawieniem patrzy na moje zmagania siłowe. Jakież zdziwienie u mnie nastąpiło, gdy okazało się, że tamtejsza umięśniona społeczność miała mnie w najgłębszym poważaniu! Zdałam sobie sprawę z tego, że uprzedzona byłam wyłącznie ja, nikt inny nie zwracał na mnie uwagi i nie napastował mnie spojrzeniami, komentarzami czy drwiącymi uśmieszkami. Jedynie kiedy robiłam coś nieumiejętnie (jestem tak zakuta, że nawet teraz nie nauczyłam się nazw sprzętów, czy prawidłowego machania hantlami), podchodził do mnie pomocy Pan Paker i cierpliwie tłumaczył mi co czuły moje mięśnie, kiedy nie starałam się wykonywać ćwiczeń poprawnie. Wiecie co mnie najbardziej odrzucało od pójścia na siłownię? Mój tłuszcz. Wstydziłam się go tak bardzo, że nie potrafiłam zebrać się na odwagę i stanąć między ludźmi, dla których dbałość o ciało jest ważna. Podobnie jak z basenem, musiałam zrobić sobie pranie mózgu, by utwierdzić się w przekonaniu, że grubas wygląda lepiej ćwicząc, niż wpieprzając lody itp. Dopiero wtedy się przełamałam i już zostałam, co prawda chodząc na siłownię nieregularnie oraz bez określonego planu na ćwiczenia, ale z wewnętrznym poczuciem, że robię to dla siebie. 

10.11.2014

Co robię, kiedy linieję?

Ostatnio liniałam. Dosłownie. Włosy wypadały mi garściami. Były wszędzie - na podłodze, w wannie, na ubraniach, na szczotce tylko nie na głowie. 


Powyżej zobrazowałam mój jeden dzień z życia kłaków. Obrzydlistwo, które trzymam w dłoni, to wielka włosowa kula uzbierana przeze mnie podczas porannego szczotkowania. Muszę przyznać, że przerażało mnie to, tym bardziej, że wypadanie trwało i trwało, i trwało - końca nie było.  Miałam kiedyś po operacji kilka dni, kiedy włosy leciały mi w ten sposób, ale działo się to dość krótko i czupryna nie przerzedziła się nadmiernie. Teraz z mojego włosowego, świńskiego ogona, zrobił się mysi. Co z tym fantem zrobiłam? Codziennie nakładałam sobie Dermenę na 5 minut na głowę. Mokrą skórę głowy spryskiwałam Jantarem i unikałam odżywek. Włosy były fatalne. Wysuszone, sianowate, szorstkie, okropne ALE przestały wypadać. Teraz ratuję ich wysuszoną strukturę Argan Oilem i jestem zadowolona. Macie jakieś własne sposoby, by ratować łysiejącą głowę? Na moje szczęście uporałam się z tym kłopotem, ale chciałabym znać nowatorskie tricki na przyszłość.

Kupiłam sobie nowe gacie na siłownie, więc będę dzisiaj trenować moje balerony na orbitrekach, bieżniach, rowerkach i czym się da. Siłownio drżyj, moje wałki nadchodzą. :D

2.11.2014

Wypchane gacie

Co zrobić z nadmiarem wolnego czasu w niedzielę? W moim przypadku można napchać sobie ręczniki w gacie i chodzić okrakiem. Dokładnie siedem dużych ręczników i dwie koszule nocne w rozmiarze wielorybim. Żeby uzyskać 140cm w biodrach, potrzebowałam nałożyć sobie na cztery litery trzy wałki ręczników i dwie koszule nocne. Reszta tekstyliów weszła w uda. Całość uwieńczyły gustowne skarpetki i seksowne pantofle. W ten sposób mogłam przypomnieć sobie całkiem niedawne czasy.

Akurat miałam ochotę na ciasto - skutecznie mi się go odechciało :P


Z upływem kilogramów zauważyłam, że dużo moich znajomych chce ze mną ćwiczyć. Dostaję propozycje typu: chodźmy na rower, na basen, pobiegajmy, lećmy na siłownię. Wcześniej mogłam liczyć tylko na zaproszenia typu: Idziemy pić? Chodźmy na pizzę. Ej, a może pojedziemy do mcsracza wieczorem? W sumie jest mi miło, bo nie jestem już tylko towarzyszką do rozmów czy wspólnego obżarstwa, ale stałam się osobą, z którą spokojnie można uprawiać jakiś sport. Dzisiaj o 7 rano (wyklinając mojego przyjaciela, który mnie obudził i zmusił do pływania) przyjechałam na basen. Wchodząc do wody, wyobrażałam sobie sceny kiedy go duszę, przytapiam, wypadam na niego rozpędzona ze zjeżdżalni, ale po kilku minutach obcowania z wodą i ulubionym bąblem, masującym mój wielki zad, poczułam się totalnie zrelaksowana. Teraz mogę już tylko napić się wina i naparzać wraz z moim Motywatorem-Ruchaczem w wirtualnych potworów z League of Legends. Uwielbiam takie zwyczajne dni i nieskomplikowane rozrywki. Miłego wieczoru!

31.10.2014

Co jemy gdy tyjemy?

Błędnie użyłam liczby mnogiej w tytule, bo każdy z nas jest indywidualną jednostką. Można tyć od sucharka (dobra, sama w to nie wierzę), albo od wpieprzania ogromnych ilości innego jedzenia. Znalazłam na komputerze kilka zdjęć obrazujących czym się pocieszałam.
Ku przestrodze.
Słodycze. Słodycze, słodycze, słodycze. Być może nie przytyłabym tak katastrofalnie gdyby nie one. Absolutnie zrozumiałe i przyjemne jest zjedzenie czegoś wspaniałego raz na jakiś czas, ale codzienny nawyk pochłaniania wszystkiego co się widzi prowadzi do tego:

Nie jest to moja najgrubsza postać. Było gorzej. Szkoda, że nie mam "większych" zdjęć ku przestrodze. Regularnie usuwałam swoje fotografie, bo nie wierzyłam, że 
"wyglądam jak wyglądam".

Spaghetti. Teraz też je robię, z tym że zjadam je w normalnej ilości. Kiełbasę zastępuję 
kurczakiem. Razem z moim ex potrafiliśmy wpierdzielić nieprawdopodobną 
ilość tego specjału. Bez komentarza.

Jak myślicie? Ile osób to zjadło? Dwie. Poniżej zestaw ubrań z tamtego okresu.


Ulubiony (jedyny) elegancki zestaw. Tył spódnicy wsadziłam sobie w gacie, bo nie byłam 
w stanie utrzymać jej na sobie. Nawet z rozłożonymi nogami. 



 Coś na pocieszenie. Z każdego gówna można wyjść. Nie wyglądam idealnie, jeszcze wiele pracy przede mną, ale nie czuję się już jak człowiek-manat (nie uwłaczając tym pięknym zwierzętom). 

Zdjęcie z tegorocznych wakacji. Byłam zdecydowanie cięższa niż teraz, ale czułam się już jak człowiek. Nie jak locha. 

28.10.2014

Wiersz mojego Motywatora-R*** traktujący o grubej dupie

Mój facet jest osobą nietolerującą otyłości, grubości, nadwagi itd. (wiem jak to brzmi na blogu grubej blondyny). Kiedy ostatnio wspomniałam mu o naszych początkach, stwierdziłam: ej, ty wiesz, że ja w tej czarnej spódnicy poszłam z tobą na pierwsze spotkanie?
- noo, jak jechałaś schodami ruchomymi, to myślałem, że ci się dupa zaklinuje.
To był przykład naszej typowej, sympatycznej rozmowy na temat mojego dawnego wyglądu. Dzisiaj Motywator-Ruchacz postanowił mnie zaskoczyć. Napisał mi wiersz, który jeszcze 15kg temu byłby dla mnie bardzo przykry w odbiorze. Z upływem kilogramów mam w sobie jednak coraz więcej tolerancji dla jego poglądów. Ukochany stwierdził, iż jest to "erotyk traktujący o stereotypach i rzeczywistości oraz o tym, że woli szczupłe suki od grubych blondyn" (gdybym miała problem z interpretacją wiersza). Hm, na początku posta powinnam umieścić adnotację, iż nie będzie tu treści łatwo przyswajalnych dla feministek, tudzież kobiet, które mają zwyczajne, babskie spojrzenie na otaczającą je rzeczywistość.

Gruba Dupa

Wyemancypowana pierś z kaczki – symbol nafałdowania,
tłuszczem lirycznie ociekająca
kontra
wysublimowana suka kontraltem swym promieniująca,
w ekstazie myśli eksploduje rozkoszą,
wiecznie zjarana testosteronem,
królowa dzielnicy czerwonych latarni,
moja władczyni – mistrzyni używania korkociągu,
na dobre i na sex,
druga połówka mojego jestestwa – dla której zagram Orfeusza,
kochanka, jedyna muza rytmu mojego serca,
Erato mojego poczucia wartości udająca niedostępną,
quasi-dziwka co noc zasypiająca w moich objęciach.

Mały chłopczyk zapytał: - a co z tą pierwszą?
Nic, miała Grubą Dupę.


Mój luby prosił mnie też o to, bym dodała, iż nie jest on romantyczną ciapą, która pisze wierszyki a ruchaczem. Obowiązek spełniłam ;P

27.10.2014

Światowy dzień walki z otyłością

Jest 27.10, a Światowy dzień otyłości obchodzony był bodajże 24. Trochę się spóźniłam z napisaniem tego posta. Przeczytałam gdzieś, że rocznie z powodu chorób związanych z otyłością umiera około 2,5mln ludzi. Wychodzi na to, że co 12,6 sekund jakiś grubas żegna się z tym (pięknym?) światem i odchodzi do krainy niekończących się pączków, czy gdzie tam chce. Okrutnie to zabrzmiało, nie? Cham ze mnie. Dla kontrastu powiem, że co 5 sekund ktoś umiera z głodu. Wynika z tego, iż (jeszcze) łatwiej jest o zagłodzenie, niż o śmierć  spowodowaną nadmiarem nagromadzenia tkanki tłuszczowej. Właściwie  dlaczego mówi się, że to otyłość jest przyczyną pewnych schorzeń? Przecież raka może dostać każdy, serce może wysiąść wszystkim, zator też może się zdarzyć nie tylko u grubej osoby. 

Na portalu onkologicznym zwrotnikRAKA.pl można przeczytać, że: Patofizjologia związku nowotworów z otyłością jest wielostronna i złożona. Dwa główne mechanizmy, które postuluje się w wyjaśnieniu tych powiązań to: przemiany biologiczne, które prowadzą do zaburzeń hormonalnych, takich jak oporność na insulinę oraz tzw. zespół metaboliczny związany z otyłością. Otyłość – zwłaszcza brzuszna – powoduje odbiegające od normalnych wartości stężenie hormonów i czynników wzrostu, które mogą sprzyjać rozwojowi komórek nowotworowych. Otyłości towarzyszy najczęściej przewlekły proces zapalny niskiego stopnia, który może prowadzić do uszkodzenia DNA, a przez to stworzyć warunki powstawania raka.Większość piśmiennictwa wiąże również otyłość z gorszym rokowaniem w nowotworach.

Dlaczego osobom otyłym wysiada serce i układ krążenia? Z chorób zagrażających życiu, otyłość może przyczyniać się do powstania choroby wieńcowej, udaru mózgu, nadciśnienia tętniczego i niewydolności serca. Wzrost poziomu cholesterolu, często obserwowany w otyłości, prowadzi do miażdżycy, czyli odkładania się złogów cholesterolu w naczyniach krwionośnych i zwężania światła tych naczyń, co może spowodować zawał. Jeśli blaszka miażdżycowa umiejscowi się w sercu, pacjent może mieć zawał serca, a jeśli w mózgu – udar mózgu. Z kolei u osób mających miażdżycę nóg – może wystąpić chromanie przystankowe, objawiające się bólem nóg podczas marszu, a kłopoty z chodzeniem z czasem mogą się pogłębiać. Jeśli miażdżyca będzie postępować, a naczynia zarastać, to ostatecznie może się to skończyć trwałym kalectwem - koniecznością amputacji kończyny. Problem w przypadku miażdżycy zawsze polega na tym, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć, gdzie ta blaszka miażdżycowa się umiejscowi i jak bardzo miażdżyca się rozwinie. Otyłość prowadzi również do znacznego wzrostu ciśnienia tętniczego. U osób z nadwagą, nadciśnienie tętnicze występuje 3 razy częściej niż u osób z prawidłową masą ciała. Tkanka tłuszczowa w otyłości staje się znaczącym organem wydzielającym leptynę, rezystynę, adiponektynę. Zwiększa się też insulinooporność prowadząca do wzrostu wydzielania insuliny, nadmiernie aktywuje się układ renina-angiotensyna-aldosteron. Zaburza się oddychanie z powodu gorszej ruchomości klatki piersiowej, słabszej wentylacji podstawy płuc oraz zespołu bezdechów sennych objawiającego się chrapaniem, co wywołuje nadciśnienie tętnicze. I kolejna rzecz. Otyłość ogranicza aktywność fizyczną – jeśli jesteśmy ciężcy, nie mamy po prostu ochoty się ruszać. A to z kolei powoduje, że, powiedzmy tak lakonicznie, krew wolniej płynie. A jeśli wolniej płynie, to łatwiej jest jej zakrzepnąć. Gdy zaś dojdzie do wytworzenia się zakrzepu, może on spowodować nawet całkowite zamknięcie naczynia.  Jeśli mówimy o przyczynach otyłości, to musimy też wspomnieć o chorobach, których nie można pominąć w diagnostyce i leczeniu. Nadmierne tycie może bowiem występować  przykładowo w niedoczynności tarczycy, cukrzycy typu 2, zespole policystycznycznych jajników, czy też podczas stosowania niektórych leków. W przypadku cukrzycy mamy, można powiedzieć, „błędne koło”. Choroba ta jest bowiem w większości przypadków konsekwencją zwiększonej masy ciała, niemniej trzeba pamiętać, że osoby już chorujące na cukrzycę typu 2, mają tendencje do tycia. U tych pacjentów może pojawić się więc nadciśnienie tętnicze, a także choroby serca. (źródło: Zdrowie w Krakowie)

Powikłania spowodowane nadmiarem smalcu w organizmie w skrócie: (źródło: meridian-med.pl)
  • hiperlipidemia prowadząca do miażdżycy
  • cukrzyca (insulinooporność)
  • miażdżyca tętnic wieńcowych powodująca chorobę wieńcową
  • choroba nadciśnieniowa
  • przerost mięśnia sercowego
  • dna moczanowa (hyperurikemia)
  • kamica dróg moczowych i żółciowych
  • choroba zwyrodnieniowa układu ruchu i bóle krzyża
  • przepukliny
  • upośledzenie wydolności oddechowej
  • zespół bezdechu sennego
  • nowotwory piersi i okrężnicy
  • zaburzenia poziomu hormonów płciowych
  • upośledzenie płodności i nieprawidłowości płodu
No, dość tego kopiowania i wklejania. Czy można powiedzieć, że kto chce być gruby, ten będzie gruby, a kto chce być chudy, ten będzie chudy? Oczywiście, że nie. Są na świecie ludzie, którzy straszliwie chudną, pomimo pochłaniania ogromnych ilości jedzenia i są też oczywiście osoby, które tyją przez różne choroby lub zażywanie szkodliwych dla organizmów leków. Istnieje sporo medykamentów, które powodują zatrzymywanie wody w organizmie i spowalnianie metabolizmu albo trudny do opanowania apetyt. Często (choć nie zawsze) da się jednak walczyć z nadmiernym tyciem i z pomocą lekarzy dbać o to, by przesadnie się nie rozrastać. Jak rozróżnić osoby otyłe z powodu choroby od osób grubych z przejedzenia? Zazwyczaj nie da się stwierdzić kto jest wstrętnym, obżerającym się wieprzem, a kto należy do pokrzywdzonej, chorej grupy. Osoby grube z wyboru robią chorym paskudny PR. Nawet ja (gruba) widząc innego grubasa nie myślę sobie: ojej, biedak, pewnie jest chory, współczuję mu takiego życia, a przypominam sobie bajkę Jachowicza o chorym kotku "zanadto się jadło, co gorsza, nie myszki, lecz szynki i sadło". Gdyby zatrważająca ilość ludzi nie była spasiona z powodu własnego "widzimisię", to nie byłoby takiej okrutnej generalizacji. Czy Światowy dzień walki z otyłością jest nam potrzebny? Dobrze jeśli mówi się o tym problemie, uświadamia ludzi, że sadło to nie tylko defekt estetyczny, ale przede wszystkim przyczyna wielu groźnych, bolesnych chorób. Otyłe osoby powinny codziennie obchodzić swój własny światowy dzień walki ze smalcem, bo x kilogramów tłuszczu więcej, to szybsza śmierć (jeśli oczywiście nie zestrzelą nas wcześniej Ruscy [jestem pieprzonym ksenofobem], nie rozwalimy się w samochodzie, nie zje nas Wielka Stopa na samotnej, górskiej wycieczce itd.). Chciałabym móc doczekać 70 urodzin, nażreć się wtedy lukrowanymi pączkami, napić wódki z wnukami, przekonując ich o wyższości moich czasów nad zgnilizną obyczajową ich epoki. Ważąc 100kg+ może dożyłabym do sześćdziesiątki i to w kiepskim stanie, bo stawy nie są stworzone do wytrzymywania tak dużych obciążeń. Otyłość była moim wielkim błędem i głupotą, ale zdążyłam wyjść z tych manowców na prostą. Nie jest jeszcze idealnie, wiele trudności przede mną, ale etap bycia otyłą jest już przeze mnie definitywnie zakończony. Najważniejsze to CHCIEĆ być człowiekiem, a nie monstrum. Reszta sama się ułoży.


Gdyby zeżarło mnie Yeti w moich wielkich czasach, to nie dość, że miałoby zapewniony wielki posiłek, to pewnie
i z moich ciuchów dałoby radę uciułać sobie namiot. Świetna sprawa!


 Mój ukochany Motywator-Ruchacz stwierdził, że mój wypływający na tej fotografii cyc, wygląda obleśnie.
Przepraszam za niego (za cycka oczywiście)

24.10.2014

Uwaga, głupi post

Muszę to napisać. Pozdrawiam osobę, która trafiła na mojego bloga wpisując: mała gruba daje dupy. Mam nadzieję, że ten internauta znalazł w sieci to czego szukał :D 
Nie przyszło mi wcześniej do głowy, że słowa kluczowe mogą sprawić tyle radochy. Gdy człowiek patrzy na wpisy kluczowe, widzi typowe: grubablondyna, co robic zeby wygladac szczuplo, gruby tyłek dobrze czy źle, ile schudne w 10 tygodni, a potem nagle natrafia na takiego kwiatka, to potrafi mieć banana na ustach przez ładnych kilka godzin.

 http://www.humor.sadurski.com/Obrazki/Rysunki/17/7285/0/

Mój Mężczyzna, prawdziwy samiec alfa, który chce bym nazywała go na blogu Motywatorem-Ruchaczem, postanowił udzielić się w internetach i zmotywować wszystkie wahające się przed odchudzaniem kobietki słowami: seks po odchudzaniu jest lepszy. Tym miłym akcentem kończę tego bezsensownego, niewysublimowanego posta i uciekam w objęcia Morfeusza!

22.10.2014

Co robię ze skórą?

Grubasy na pierwszy rzut oka mają często (podkreślam często, nie zawsze) gładką, różową skórę, która jest napięta jak obicie kanapy. Nieobce są im cellulit czy rozstępy, ale skórę mają jak rozkoszne kupidynki - naciągniętą, gładką i miłą. Sytuacja zmienia się diametralnie, kiedy grubas postanowi się odchudzić. Nie mówię tu oczywiście o "wielorybach" z 5kg nadwagi. Piszę o jednostkach ekstremalnych, o prawdziwych Amficeliasach (takie bycze dinozaury) wyróżniających się w gronie osób obdarzonych ponadprzeciętną ilością tłuszczu. Rozciągana przez długi czas skóra nie skurczy się nagle przy utracie 50 (i więcej) kilogramów. Co ma zrobić gruby człowiek, by nie wyglądać jak pies shar pei? Moje rady są absolutnie subiektywne i niepoparte (albo i poparte, nie chciało mi się sprawdzać) naukowymi dowodami:
1. Jeśli będziemy chudnąć z szybkością jakiej nabiera mój kot, kiedy widzi otwartą puszkę żarcia, to nic nam nie pomoże, chyba że mozolne czekanie aż skóra się obkurczy albo operacja. 

2. Warto uprawiać jakiś sport. Możecie mnie zrugać, ale tak naprawdę nie wiem czy ma on jakiś wpływ na skórę, jednakże na pewno działa na mięśnie, dzięki którym ciało nie jest tak sflaczałe.

3. Balsamowanie. Wtarłam już w siebie takie ilości tych tłustych, paskudnych mazideł, że powinnam coś wiedzieć na temat kremowania ciała. Wiem tyle - kremowanie gówno daje. A nie, przepraszam, daje spokój psychiczny, bo głowa myśli, że skóra podziękuje jej za codzienny trud wkładany w mozolne nawilżanie. Może duże ilości balsamów działają ujędrniająco przy niewielkich utratach wagi, ale nie można się spodziewać cudów przy kompresowaniu skóry z 3 metrów kwadratowych do 1,7. To jaką będziemy mieć skórę po odchudzaniu jest przede wszystkim kwestią genów i wieku. Wydaje mi się, że nawet bardziej genów, bo ktoś obdarzony grubą, solidną skórą nigdy nie jest rozlany, a "ubity" jak pewna moja dobra przyjaciółka. Ja należę niestety do tej gorszej, rozlanej kategorii. Mimo wszystko zachęcam do balsamowania, bo to nie zaszkodzi, a może jednak coś daje (musiałabym w ramach testów przez rok balsamować jedną nogę, a drugiej nie, by mieć solidne dowody). Z resztą przy balsamowaniu konieczny jest masaż skóry, a on jakieś właściwości terapeutyczne posiada.

4. Szczotkowanie. Nienawidzę szczotkowania. Nużące, męczące, nieprzyjemne, szorstkie, okropne, ale fajnie peelinguje i poprawia ukrwienie skóry. Mam nadzieję, że jej jędrność też. Ten zabieg jest świetną bazą do balsamowania. Mazidło lepiej się wchłania w wyszorowaną skórę, dzięki czemu nie jest już ona tak tłusta i nieprzyjemna po tym zabiegu. 

5. Bicze wodne. Genialna sprawa. Znam kobietę po dużej utracie wagi, która dzięki działaniu wody ma skórę jak młody bóg. Niestety nie mam dostępu do takich udogodnień, dlatego jedyne co mogę zrobić, to polecać je innym (zdrowym!) osobom chcącym zadbać o swoje ciała. 

Do napisania tego posta skłoniła mnie komentatorka, która zapytała o to w jaki sposób radzę sobie ze skórą po dużej utracie wagi. Wychodzę z założenia, że pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Są takie partie ciała, które potrzebują czasu na wzięcie się w garść. Balsamy, szczotki, bicze, masaże itd. mogą pomóc, ale nie należy nastawiać się na cuda, bo robienie z własnego ciała worka na kilkadziesiąt kilogramów tłuszczu, zawsze będzie miało negatywne skutki, nawet jeśli weźmiemy się w garść i zaczniemy o siebie dbać. Mam ten komfort, że moja skóra dość dobrze zniosła to, jak źle się z nią obchodziłam. Dbam o nią, ale i żałuję własnej głupoty oraz oszpecania się w imię jedzenia. Dobranoc!


Tak nie wyglądam, więc nie jest źle ;)

20.10.2014

Ciężko się idzie do celu

Porównując moje wcześniejsze zmagania z odchudzaniem z tym co jest teraz, myślę, że w czasach wielorybiej wagi było mi łatwiej chudnąć. Nie musiałam się zbytnio męczyć, by widzieć efekty moich poczynań z dietą. Dzisiaj po 12 godzinach pracy poszłam na basen. Wróciłam niedawno totalnie wyczerpana. Miałam w wodzie takie momenty, w których wydawało mi się, że pójdę na dno, bo zwyczajnie brakowało mi sił, by dopłynąć do brzegu. Zdarzają mi się teraz chwile, w których myślę, iż nie dam sobie rady. Że nie podołam, bo jest trudniej a nie łatwiej. Dziwna sprawa kiedy jestem na prostej drodze do wymarzonego sukcesu. Oczywiście nie poddam się. Mam w sobie taką awersję do otyłości i tak silną motywację, że ciężko byłoby mi wrócić do mojej olbrzymiej ex dupy. Ech, żebym miała taką wytrwałość przy gotowaniu. Dzisiaj z braku chęci zrobiłam sobie na obiad ryż przysmażany bez tłuszczu z keczupem i kawałkami kurczaka. Dla normalnego człowieka to obrzydliwa obrzydliwość, a mnie to nawet smakowało. Wyglądało jak wytwór kloaki, a mimo to zjadłam danie chętnie i cieszyłam się, że ryż ma "jakiś" smak. Nie idźcie moją drogą! ;)


18.10.2014

Koniec z opieprzaniem się. Czas zacząć działać. Dużo dobrego mnie spotkało w czasie blogowej absencji. Im jest mnie mniej, tym więcej przyjemności doświadczam. Wspaniała zależność. Na szczęście ludzie pozostają ci sami. Byli przy mnie kilkadziesiąt kilogramów więcej temu, są i teraz.
Przez prawie 3 miesiące nie ćwiczyłam. Straciłam przez to 6kg mięśni. Mój jadłospis również nie był ustabilizowany. Były okresy kiedy mogłam jeść same sucharki lub nie jadłam nic, ale zdarzało mi się też opychać pysznymi, włoskimi makaronami, pizzami, lodami (więcej nie będę wymieniać, bo wstyd).
Co jem teraz? To co zwykle. Nie zależy mi teraz na zbyt szybkiej utracie kilogramów. Muszę odbudować mięśnie. Waga może stać, ale centymetry muszą schodzić w dół.
Śniadanie: 40g chleba + np. pół serka wiejskiego light albo 30g szynki drobiowej
II śniadanie: j.w.
Obiad: 40g kaszy/ryżu (waga suchego produktu) + 120g mięsa drobiowego (waga przed przyrządzeniem).
Kolacja: jogurcik
Będę wracać na bloga stopniowo. Mam mnóstwo pracy i różnych obowiązków, ale blog był przy mnie w trudnych czasach, dlatego chcę, aby towarzyszył mi, kiedy jestem blisko celu. Pozdrawiam!


26.09.2014

Gdzie jesteś Gruba Blondyno?

Jestem tutaj z powodu cholernych wyrzutów sumienia. Jeszcze nie dojrzałam do tego, by wrócić na bloga i mieć siłę na dalsze pisanie. Jestem totalnie zmęczona, kiedy tylko mam czas, to staram się cieszyć cudownym nicnierobieniem. Moja waga znacząco spadła od czasu kiedy ostatni raz tu zaglądałam. Jeszcze napiszę, ale trudno mi powiedzieć kiedy. Pozdrawiam!

Stara fotografia. Ważyłam tam mniej więcej 110kg, więc nie była to moja najwyższa waga. 
                     Fotografia sprzed 2 tygodni. Schudłam od tego czasu 3,5kg, teraz szybko widać różnicę w chudnięciu, nie nadążam z kupowaniem ubrań. Jeszcze dużo ćwiczeń dupska i nóg przede mną, ale nie poddaję się! :)

6.06.2014

To nie powrót

Przepraszam Was, że tak długo mnie nie było. Zniknęłam na dobre z blogosfery, teraz znalazłam dziesięć wolnych minut na to, by coś naskrobać. Ilość obowiązków mnie przerosła, nie mam chwili dla siebie, na dodatek pochorowałam się i za tydzień będę miała operację. Nie wolno mi ćwiczyć, teoretycznie powinnam żywić się samymi sucharkami (ale tylko teoretycznie:), bo wytrzymałam dwa dni i wróciłam do swojego sposobu żywienia). Jak już będę po operacji i spotka mnie wyczekiwana rekonwalescencja, to ogarnę bloga i w końcu będę miała czas na to, by Was poodwiedzać. Uciekam!

Nie jest świetnie, ale mogło być gorzej. Zdjęcie zrobione przed chwilą, żeby nie wyszło na to, że siedziałam
 i żarłam przez czas nieobecności na blogu ;)

8.05.2014

Co mnie wkurza?

Nie odzywam się tyle czasu i zamiast kajać się, czy obiecywać poprawę, wolę marudzić. Zła kobieta ze mnie. Cholera, mam pracę. Taką, którą lubię, czuję się w niej dobrze, swobodnie, szczęśliwie. I wiecie co? Muszę z tej pracy zrezygnować na rzecz innych priorytetów. Właściwie jednego, głównego. Mam tak ograniczoną możliwość brania wolnych dni, że jestem zmuszona odejść od tego co lubiłam. Jestem z tego powodu jednocześnie zła i smutna, dlatego wolę nie odzywać się na blogu, niż codziennie ziać jadem i nienawiścią do świata.
Cholerny spleen rekompensuję sobie samotnymi przechadzkami z kijkami do nordic walkingu. Mieszkam w tak pięknym miejscu, że wystarczy, iż wyjdę z ogrodu, a już mogę wspinać się po obrośniętym trawami i drzewami pustkowiu, gdzie natrafić mogę jedynie na sarnę albo parkę zdesperowanych licealistów, którym brakło samochodu lub pustego domu do celów "wyższych".



Kiedyś weszłam na blog wiara-walka-wygrana. Poczytałam co pisze autorka, poczytałam co piszą komentatorzy i wiecie co? Zwątpiłam. Ktoś skarżył się, że stracił zapał i chęci do walki - typowe "pierdu, pierdu, nie mam siły nie żreć". Dostał wyjątkowo trafną odpowiedź od kogoś, kto nie pitoli się z czułymi słówkami, a po prostu mówi co myśli. Jak przeczytałam odpowiedź rozpoczynającą się od: wal się ze swoimi głupimi radami przeklęty szczuplaku, to automatycznie poczułam się po prostu zirytowana (wkurwiona). Nie chce mi się tego teraz komentować, wyraziłam na tamtym blogu swój niesmak i naszła mnie refleksja typu: chudnij szybciej, żebyś nawet ciałem nie była podobna do osobnika z tego komentarza.


Co z moim chudnięciem? Wszystko dobrze, co tydzień ubywa ze mnie około kilograma smalcu. Właściwie byłoby perfekcyjnie, gdyby nie ten żal za pracą. Muszę się ogarnąć. Pozdrawiam!

25.04.2014

Ten paskudny ser

Macie jakiś sposób na to, by sprawić, że biały ser będzie smaczny? Nigdy nie przepadałam za nabiałem, a odkąd zmieniłam sposób żywienia, sery towarzyszą mi codziennie. Z dnia na dzień coraz trudniej jest mi przyswoić sobie kolejną porcję chudego, białego twarogu, serków wiejskich czy lekkiego bielucha. Sery zawierają tyrozynę, która w czarodziejski sposób stabilizuje poziom dopaminy, a ta ma wpływ na nasz dobry nastrój. Niestety moja dopamina jest chyba jakimś malkontentem, bo albo duże stężenie sera w organizmie na nią nie działa, albo złośliwie nie chce ona wzrosnąć na tyle, by poprawić mój nastrój. Co można zrobić, aby nie czuć smaku sera w serze? Jeśli ktoś zna odpowiedź na to pytanie, to z góry dziękuję!



24.04.2014

Moja dupowa aktualizacja

Znacie coś takiego? Są włosowe, systemowe, wagowe itd., itd., ale dupowych nie ma! A skoro takowe się nie pojawiły, to oficjalnie wprowadzam ten nowy termin. Na czym to polega? Ano na tym, że przykładam swoją zacną rzyć do ściany, trzymam ją nieruchomo (nie doprowadzając jej do falowania oraz otoczenia do ruchów sejsmicznych) i z przy najszerszym miejscu bioder rysuję ołówkiem kreskę. Wspomagam się ekierką, aby pomiary były prawidłowe. Jak już moja najważniejsza część ciała zostanie obrysowana, to robię pomiary i sprawdzam czy z miana szafy trzydrzwiowej awansowałam już do dwudrzwiowej. Moja obecna szerokość wynosi 43cm.


Coś na deser. Jedliście kiedyś coś naprawdę obrzydliwego? Ja jadłam. To znaczy jadłam to zbyt wielkie słowo. Spróbowałam i poczułam się zemdlona. Siła rażenia byczych jajeczek była naprawdę mocna. Nawet uzależniony od jedzenia grubas nie miał szans na pożarcie tego bajecznie obleśnego posiłku. Gumiaste, chłodnawe ślimaki wydawały się przy tym ambrozją.


(krzesełko pasowało do okoliczności i kolacji)

Grzechem byłoby zakończyć post byczą hańbą. Metodą prób i błędów stworzyłam maseczkę idealną (dla mnie). Jest dobra zarówno na twarz jak i na włosy. Składniki:
olej lniany
cytryna
miód
Nic nadzwyczajnego, prawda? A moje kłaki piją ją jak oszalałe. Skóra wciąga maseczkę z wprawą doświadczonego kokainisty i odwdzięcza się... no dobra, niczym się nie odwdzięcza, co najwyżej pryszczem na środku czoła. Ale włosy po tej maseczce są obłędnie nawilżone, miękkie, pachnące i przyjemne. Na cztery części oleju lnianego, daję jedną część soku z cytryny i jedną łyżeczkę miodu. Całość podgrzewam, mieszam i gotowe. Później moczę swój szczurzy ogon w tym odżywczym eliksirze, a jego resztki wsmarowuję sobie w twarz. Polecam! 

23.04.2014

I po świętach

Przed świętami, w święta i po świętach miałam taki natłok obowiązków, że blogowanie ograniczyłam do zera. Bardzo przepraszam! Postaram się poprawić, niech tylko ten zwariowany tydzień minie.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że w czasie świąt jadłam moje serki, jogurciki, suche kurczaczki i tym podobne frykasy. Konsumowałam wszystko co było w domu, zachowując jednocześnie normalne (a nie świąteczne) wielkości porcji. Skończyło się to dla mnie tak okropnym bólem brzucha, że we wtorek od razu wróciłam do mojego sposobu żywienia. Jakie są moje wnioski?
Kiedy byłam najedzona do granic możliwości (a moje obecne możliwości są naprawdę marne), to czułam się po prostu fatalnie. Byłam zmęczona, śpiąca, otumaniona i obolała. Jak czułam się we wtorek na diecie? Fantastycznie! Nawet ćwiczenia wykonywałam z przyjemnością, bo poczułam dodatkowy przypływ sił. A jaka jestem teraz ekonomiczna... Ostatnio wstawiłam się kieliszkiem wina. Wstyd! 
Koniec fajrantu, miłego dnia :)

Moje wczorajsze poświąteczne śniadanie. Jaja smerfów, papryka, chrzan z buraczkami
 i ta cebulka (cholera, zapomniałam jak ona się nazywa)

Przyjemne ćwiczenia - polecam

14.04.2014

Warto żreć mniej? Warto!

Pamiętacie jak skarżyłam się, że otyłość przekreśliła moją zdolność chodzenia na wyższych obcasach? Teraz mogę bez przeszkód biegać w wysokich butach. Nie znaczy to oczywiście, że tłuszcz zniknął, a ja stałam się szczupła. Czuję jednak znaczną ulgę. Próbowałam sobie przypomnieć jak to jest dźwigać prawie 127kg. Wzięłam plecak turystyczny, upchałam do niego pięciolitrowy baniak z wodą i 10 kilogramowych torebek cukru. Potem sięgnęłam po dwie reklamówki, włożyłam do nich po cztery 1,5 litrowe butelki z wodą. 
5+10=15kg
4*2*1,5=12kg
15+12=27kg
93kg (moja waga na oko, bo nie ważyłam się ostatnio) + 27kg = 120kg
Więcej nie byłam w stanie unieść. Pospacerowałam z balastem, moje kroki były ciężkie i krótkie. Poczułam się jak słonioczłowiek. A przecież nie tak dawno ważyłam ponad setkę. Moim celem jest doprowadzenie do tego, bym za kilka miesięcy nie mogła się sobie nadziwić jak mogłam dźwigać na stopach 90kg. Nawet nie potrafiłabym wytłumaczyć osobie, która nigdy nie była grubasem, jak to jest nosić na sobie ciężar drugiego człowieka, ulepiony z wyhodowanego przez siebie tłuszczu. A ta druga osoba nie potrafiłaby zrozumieć jak to możliwe, że człowiek jest w stanie doprowadzić się do monstrualnej wagi. Też tego nie rozumiem, choć byłam i jestem otyła.


Jestem tak zajęta, że jem byle co, byle szybko. Na diecie nigdy nie roztkliwiałam się nad jedzeniem i nie dbałam o zbytnie urozmaicanie posiłków, ale teraz to co jem można określić jednym słowem: pasza. Zdrowa pasza. I dietetyczna. Jak się ją zje, to chęć na kontynuowanie posiłku znika jak kamfora. Koniec smęcenia, idę się relaksować w wannie. Miłego wieczoru!

9.04.2014

Sukienka

Chwaliłam się kiedyś, że zamówiłam sobie na Allegro sukienkę i spódnicę. Wiecie co? Spódnica jest tak zgrzebna, że nie potrafię znaleźć dla niej zastosowania (mogłabym ją ubrać do przaśnego gorsetu i prać w niej pantalony nad rzeką), a sukienka jest ładna, ale jest na mnie jeszcze za mała i cholernie się elektryzuje. Spotkałam dzisiaj znajomą. Popatrzyła z niedowierzaniem i powiedziała: 
- zostało cię 1/3!
- byłam aż taka gruba?
- no! 
I takie odpowiedzi lubię :D dobrej nocy!

 Zawsze muszę zaczynać od dupy strony. 

 Sukienka tak się naelektryzowała, że przykleiła się do mojego cellulitu. 

Do tej sukienki regularnie się zmniejszam. Moja siostra nie domyśla się, że zamierzam ją sobie przywłaszczyć. 
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym ubrała pasujące do całości buty. Przyjmijmy, że łączenie pomarańczu z tą sukienką było moim zamysłem artystycznym. Kiedyś nadejdą czasy, w których to zestawienie będzie idealne. 

6.04.2014

To ile jem kalorii?

Przepraszam, że rzadziej teraz piszę. Jestem totalnie zapędzona, a jeśli zdarzają mi się chwile wolnego czasu, to poświęcam je na spotkania ze znajomymi, leniuchowanie i oglądanie ambitnych produkcji telewizyjnych w stylu Trudnych Spraw, Dlaczego Ja i Top Chefa (haha, wiem, że to żałosne). 

Ile jem kalorii? 1100 (teoretycznie, bo tak naprawdę, to nie chce mi się ich liczyć)
Śniadanie: 40g pieczywa (raczej razowego)/40g kaszy/40g płatków owsianych/40g ryżu + pół serka wiejskiego light/50g chudego twarogu/30g szynki drobiowej/30g ryby wędzonej/jedno jajko/szklanka mleka/kubek jogurtu itp. + warzywa
II śniadanie: Zazwyczaj jem to samo co na śniadanie.
Obiad: 40g kaszy/40g ryżu/ + 130g mięsa drobiowego (waga surowego)/2 jajka + warzywa albo np. przecier pomidorowy (nie jem ziemniaków, pomimo tego, że są niskokaloryczne, bo organizm wkłada mało energii w ich trawienie)
Kolacja: Zawsze na kolację jem 40g surowych płatków owsianych/jęczmiennych/orkiszowych z jogurtem. Dawniej Jogobella Light, a teraz po opieprzu od moich niezawodnych czytelniczek zajadam jogurt naturalny z niewielką ilością zmiksowanych owoców i słodzikiem. 
Posiłki można dowolnie zamieniać ze sobą porami.
W ciągu dnia powinnam zjeść jeden owoc wielkości pomarańczy (często zdarza mi się zjeść niestety więcej owoców). Nie wolno mi jeść bananów, winogron, ananasów, suszonych owoców i orzeszków. Mogę zjeść banana, jeśli skręca mnie ochota na słodycze. 
Rano piję ciepłą wodę z kilkoma kropelkami cytryny (woda ma mieć temp. ciała). Piję duuuuużo kawy, nie potrafię się bez niej obejść. Czasem jak czuję, że muszę zjeść śledzia, czy coś innego, to po prostu jem to w odpowiednich ilościach. Nie zaburza to mojej diety, a organizm jest "uspokojony". Chleb jem dwa razy dziennie. Kaszę lub ryż raz dziennie. Surowe płatki raz dziennie. Mięso staram się jeść też raz dziennie, reszta posiłków składa się z serków, jajek albo jogurtów. Ogólnie staram się trzymać zasad i reguł, ale też nie do przesady. W moim przypadku to wystarcza. 

Ćwiczenia: różniaaaaaste. Nie katuję się, ale ćwiczę codziennie. Co 6 dni mam przerwę. Ćwiczenia to: zumba dla początkujących, aerobiki, nordic walking, Tiffany, Mel B, kręcenie dupką do muzyczki. Jedynie Chodakowskiej nie potrafię przetrawić, szanuję ją, ale nie jestem w stanie jej słuchać. Do ćwiczeń ramion mam ciężarki z kilogramowych torebek mąki. Są idealne. Butelki z wodą mineralną były dla mnie zbyt ciężkie i wyślizgiwały mi się z dłoni.

Przepis na moją śmieszną zupę pomidorową:
- jeden przecier pomidorowy (użyłam słoiczka 190g)
- jedna marchewka
- kawałek kapusty włoskiej
- sporo czosnku
- woreczek ryżu
- dowolne przyprawy
Najpierw gotuję marchewkę i kapustę żeby zmiękły (z liściem laurowym i zielem angielskim). Potem dodaję przecier. Przełamuję smak zupy cukrem (ostatnio dodałam słodzik i też było ok). Dosypuję sól (mniaaam), ryż, pieprz. Kiedy zmięknie ryż, dodaję resztę przypraw (np. lubczyk, zioła prowansalskie, pietruszkę suszoną, czy co tam chcę) i czosnek (z praski lub pokrojony na plasterki). To wszystko. Potem wrzucam jakiś dodatek mięsny do zupy i obiad gotowy ;)

Bardzo poruszył mnie ten filmik. 

Miłego wieczoru!

5.04.2014

Lilipucie jajka

Jadłyście kiedyś maleńkie, lilipucie jajeczka? Wczoraj dostałam od bratowej pudełko takich cudaków i moim zdaniem są pyszne! Dwa jajka odpowiadają wagowo jednemu jajku zwykłej kury (około 60g). Wiem, że zachwycanie się jajeczkami liliputki nie jest czymś normalnym, ale rozczulam się, kiedy mogę je wbić na patelnię, a potem zamienić się w głodnego jajożercę.
Wczoraj byłam u dietetyczki. Pani doktor była zachwycona moimi wynikami, uznała, że chudnę wzorcowo, bo spalam czysty tłuszcz, zostawiając przy tym mięśnie w spokoju. Też jestem zadowolona, bo czuję, że chudnę, nie mam żadnych zastojów lub problemów z włosami. Gdybym bardziej się postarała, to schudłabym pewnie 2 razy tyle niż teraz, ale trudno, za dużo jedzeniowych grzeszków mam na sumieniu (łącznie z tymi nieszczęsnymi Jogobellami Light, z których już zrezygnowałam). Moja zawartość tkanki tłuszczowej przy poprzedniej wizycie u pani doktor, wynosiła 41,8%. Wczoraj wartość ta zmniejszyła się do 38,3%. Idę dalej spać, jestem dzisiaj absolutnie rozleniwiona i postanowiłam, że sobota będzie moim błogim dniem "nicnierobienia". Miłego dnia! :)

Lilipucie śniadanie

 Dietetyczno - wegetariańska zupa pomidorowa. Na zdjęciu wygląda strasznie, ale uwielbiam ją.

30.03.2014

"Niefortunne ogłoszenie rekrutacyjne Dove oburzyło feministki"

Kilka dni temu natrafiłam na artykuł o chwytliwym tytule: Niefortunne ogłoszenie rekrutacyjne Dove oburzyło feministki. Oddział tej znanej firmy wypuścił ogłoszenie o pracę, w którym określone były konkretne standardy dla kandydatek. Nic specjalnego, prawda? Przecież pracodawca może sobie pozwolić na własne normy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, iż przyszłą konsultantkę ma cechować szczupła budowa ciała. Co powiedziała na to feministka, pani Natalia Wernecka?
- czuje łzawą gulę w gardle, czuje się zdradzona, czuje sztylet, który został gdzieś od tyłu wbity w moje nieszczupłe plecy.
Dobrze, że strawiłam już kolację. Zbiera mi się na rzygi, kiedy czytam takie pierdoły. Nie wolno oficjalnie wymagać od przyszłej hostessy nienagannej figury, bo zaraz odezwą się zajadłe głosy obrończyń "równouprawnienia", chcących uniemożliwienia wstępnej weryfikacji przyszłych pracownic. Każdy powinien wysnuć własne wnioski na ten temat. Moje są niestety niepoprawne politycznie. Przyjmijmy, że jestem panią dyrektor, szukającą osoby, która będzie miała bezpośredni kontakt z klientami. Jeśli mam do wyboru dwie kandydatki, które mają identyczne kwalifikacje, z tym, że jedna z nich jest szczupła i zadbana, a druga gruba, to wybiorę tę szczupłą dziewczynę. Otyłość kojarzy się z lenistwem, słabością, brakiem samozaparcia*. A przecież pracodawca chce jak najlepszego i najefektywniejszego pracownika, który buduje dobry wizerunek firmy. Niestety o tym nie można mówić głośno, jeszcze jakaś feministka usłyszy.

* mówię tu o skojarzeniach, a nie stwierdzam, że wszystkie grube osoby są zawsze leniwe, słabe i pozbawione samozaparcia

JESTEŚ GRUBA?
                           LENIWA?
       MASZ WĄSA?
                                   ZOSTAŃ FEMINISTKĄ 

 No, cham ze mnie! Tekst pochodzi stąd: http://fabrykamemow.pl/memy/674

29.03.2014

Ile schudłam w marcu?

Marzec był dla mnie dość przyjemny jeśli chodzi o odchudzanie. Dzisiaj odnotowałam wagę 94,9kg. Wynika z tego, że w tym miesiącu schudłam 5,5kg. Centymetry też jakieś spadły, ale nie chciało mi się ich notować. Ogólnie jestem zadowolona ;) Miłego dnia!

Spódnica jest celowo kupiona za ciasna, bo ma być idealna na późną wiosnę ;)

27.03.2014

Zupa dla głodomora

Dawno nie pisałam o jedzeniu. Czas to zmienić! Oto moja zupa obiadowa na 3 dni:
- udko z indyka (około 400g)
- malutkie podudzie z kurczaka
- jeden przecier pomidorowy (użyłam słoiczka 190g)
- jedna marchewka
- jeden malutki seler (albo kawałek selera) (mam w piwnicy posadzone swoje osobiste, małe selerki, pachną obłędnie)
- dwa ząbki czosnku
- woreczek ryżu
- dziesięć małych pieczarek
- lubczyk, koperek, pieprz, sól, cukier
Z góry mówię, że przepis można modyfikować na wieeele sposobów. To idealne danie dla mnie, bo jest sycące, smaczne, duże i zdołałoby nasycić nawet krowę (jeżeli krowa żywiłaby się zupami).
1. Przygotowuję wszystko, obieram warzywa, usuwam skórę z mięsa.
2. Odgotowuję mięso, wylewam pierwszą wodę, wlewam świeżą (około 1 litr), dodaję seler i pokrojoną marchewkę.
3. Gotuję aż marchewki i seler trochę zmiękną, następnie dodaję obrane pieczarki (w całości), gotuję jeszcze 5 minut i dodaję przecier pomidorowy.
4. Doprawiam zupę solą i cukrem (cukier ma zniwelować zbyt kwaśny smak przecieru, dodaję go w bardzo małych ilościach).
5. Wsypuję ryż, często mieszam danie, bo ma ono postać risotta. Ryż pięknie wchłania wodę, rośnie i sprawia, że całość jest niezwykle gęsta (właściwie trafniejsze byłoby nazwanie tego dania risottem, a nie zupą).
6. Dodaję czosnek, mrożony lubczyk, suszony koperek i gotowe.
Tę zupę (lub risotto jak kto woli) bardziej lubię w wydaniu wegetariańskim, ale nie chciało mi się osobno gotować mięsa, dlatego wrzuciłam wszystko na raz do jednego garnka. Teoretycznie powinnam użyć 120g ryżu, ale byłoby go stanowczo za dużo. Gotowanie zajęło mi około 2 godzin.


Śniadanie: ząbek czosnku, jedna rzodkiewka, pół serka Piątnica z obniżoną zawartością tłuszczu, 40g chleba razowego

26.03.2014

Trochę gorzkiej pisaniny

Dawniej dieta była dla mnie czymś krępującym. Przyznanie się do tego, że jestem "zbyt duża", nie wchodziło w grę (słowo gruba czy otyła nie przechodziło przez moje usta). Problem mojej otyłości nie istniał, a ja udawałam, że wyglądam normalnie, czuję się świetnie, jem jak ptaszek i nie mam żadnych problemów. Moje otoczenie zachowywało się w stosunku do mnie wzorcowo, podobnie jak ja udawało, że problem nie istniał. Dzięki pomijaniu przez znajomych tematu otyłości, żyło mi się wygodnie i w miarę bezstresowo. Przecież wiedziałam, że wszyscy lubią mnie taką jaką jestem. Czasem tylko ktoś bliski z rodziny wspominał coś o diecie, odchudzaniu, dietetyku, na co ja reagowałam wręcz agresywnie. Co mi ktoś będzie wyliczał ile mam jeść i jak mam wyglądać? Przecież wyglądam normalnie (haha - normalnie, ważąc ponad 120kg). Niekiedy z przyjaciółką, która miała nadwagę, snułyśmy piękne plany na temat szczupłej przyszłości i tego, że "zaczynamy od poniedziałku". Jak się to kończyło? Wiadomo.
Co skłoniło mnie do wejścia na nową drogę życia? Nic odkrywczego, mężczyzna. Zapowiedział mi, że nie pojedzie ze mną na wczasy i zerwie kontakt, jeżeli nie naprawię szkód, które sobie wyrządziłam. Powiedział także, iż nie mieści mu się w głowie to jak kobieta może zrobić z siebie takie monstrum. Jak może dbać o włosy czy myśleć o makijażu, kiedy jednocześnie w najlepsze oblepia się tłuszczem, tracąc własną godność. Odbyłam z nim wiele takich przykrych rozmów, dzięki którym powoli zaczynało do mnie docierać to, iż żyję w totalnym zakłamaniu, że jest mi źle, a wizja zwykłego spaceru napawa mnie przerażeniem,  bo nie mam na to siły. Ja - młody, zdrowy (pomijając otyłość) człowiek. W końcu przestałam się obżerać, uregulowałam posiłki, odsunęłam od siebie słodycze. Minął miesiąc nowej diety, rodzina powoli zaczynała wierzyć w to, że jednak coś zmienię, a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że dam radę.
Jak jest teraz? Każdy utracony kilogram coraz bardziej otwiera mi oczy. Włożyłam w przemianę tyle wysiłku, a nadal jestem jeszcze otyła. Oczywiście zmienię ten stan, ale potwornie żałuję tego, że sama na własne życzenie zrobiłam sobie wielką krzywdę. Kiedy widzicie grubaska, to nie myślcie, że żyje on w pełni szczęśliwie i godnie. Za zasłoną uśmiechu kryje się zmęczenie, ból przy chodzeniu, różnego rodzaju obtarcia (te niewystępujące u szczupłych osób), wstyd, trudności w dopasowaniu ubrań czy rozwijające się choroby, będące skutkiem posiadania nadprogramowych kilogramów. 
Wnioski? Mądry i wytrwały człowiek nie doprowadzi się do stanu ekstremalnego otłuszczenia. Otyłość to niestety wyznacznik ludzi słabych (pomijam tu promil przypadków, gdzie winna jest WYŁĄCZNIE choroba). Z całą świadomością mogę stwierdzić, że i mnie ta słabość (połączona niestety z głupotą) dotyczy. A tak bardzo chciałam być człowiekiem niezłomnym. Z otyłością się to nie uda, lecz może kiedyś? Kto wie.

24.03.2014

Wynurzenia grubej blondyny

Głodna złośliwych komplementów, wybrałam się wczoraj do mojego motywatora, który jest typem człowieka wyjątkowo oszczędnego, jeśli chodzi o rozdysponowywanie miłych słów. Aby ułatwić słodkiemu mężczyźnie zadanie, nie zrobiłam sobie makijażu, nie użyłam pudru... ba! Zrezygnowałam nawet z tuszu do rzęs (co za grzech)! Jedynym na co sobie pozwoliłam, było maźnięcie ust szminką o kurtyzanowym, mocnym kolorze. Z takimi kolorowymi wargami mogłabym śmiało kandydować do pracy w "salonie masażu", barze z rurą, lesie czy w innych tego typu przybytkach. I wiecie co? Usłyszałam KOMPLEMENT! Motywator (którego szczerze i bezgranicznie uwielbiam), z zachwytem spojrzał na moją szminkę i stwierdził: piękny kolor!
Całą moją teorię o tym, że kobieta powinna mieć ładny, pasujący do okazji makijaż, ludzki (nietandetny) strój oraz miarę poskromione włosy, szlag trafił. Jak tu nie kochać mężczyzn? Mnie ich odmienność po prostu fascynuje. 
No dobrze, koniec z wynurzeniami, teraz czas na sprawozdanie z odchudzania. Moja dzisiejsza waga - 95,5kg. Myślę, że w tym tygodniu wybiorę się do pani dietetyk na kontrolę. Przyzwyczaiłam się do nowego stylu jedzenia, jednak nie potrafię pogodzić się z gotowaniem* i pakowaniem porcyjek na cały dzień spędzony poza domem. Tak strasznie mi się nie chce... Nudy związane z z przebywaniem w kuchni, rekompensuję sobie brakiem sprzątania. Coś za coś, albo przyrządzam jedzenie, albo utrzymuję w domu porządek. Na te dwie udręki jednocześnie sobie nie pozwolę, to dla mnie zbyt wiele! Miłego dnia!

* ta, gotowaniem, gotuję sobie obiad raz na 3 dni, wolałabym nie jeść, niż przyrządzać coś codziennie :P

19.03.2014

Trochę zdjęć na zachętę

122kg

96kg

moje biodra nie mieściły się w tę spódnicę
dziura powstała przez zbyt silne napieranie sadła na materiał

w tym gównie szłam na jedno z najważniejszych wesel - mojego brata
w nic innego się nie mieściłam

to ta skajowa spódnica z lutowego posta (dalej nie odcięłam metki i jej nie noszę - zraziłam się)

kolejna sukienka z gatunku niemożliwych do wciśnięcia okazała się na mnie dobra

To tyle, dobrej nocy! :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...